http://univ.gda.pl/~literat/tematy/index.htmSPOTKANIE Z CHASYDAMI. Intencj? mego artyku?u, który pocz?tkowo pomy?lany by? jeszcze skromniej - jako ustne sprawozdanie dla niewielkiego grona niemieckich przyjació? - by?o podkre?lenie tych ?ywych, indywidualnych, ba, lokalnych aspektów chasydyzmu, którym w dotychczasowych publikacjach po?wi?cono niewiele uwagi. Poniewa? aspekty te by?y mi dost?pne z osobistego do?wiadczenia, s?dz?, ?e cho? nie-?yd, jestem przynajmniej cz??ciowo uprawniony do zabrania g?osu w sprawie ruchu, który tak g??boko zakorzeniony jest w ?ydostwie; mo?na by oczywi?cie wysun?? przeciw temu zasadnicze zastrze?enia. Jestem mianowicie zdania - wbrew ci?gle jeszcze rozpowszechnionemu mniemaniu - ?e przynale?no?? wyznaniowa i tradycyjna w wypadku prze?y? tak intymnych jak religijne nie wyklucza bynajmniej obiektywno?ci, lecz ?e otwiera ?atwiej zrozumienie i zmys?y ni? wewn?trzny ch?ód, oboj?tno?? i obco??. To w?a?nie uwa?am za moj? legitymacj?, ?e znam te zjawiska z mej ojczyzny w Karpatach Wschodnich i ?e od czasu dzieci?stwa niejednego ju? do?wiadczy?em i niejedno prze?y?em. Tak wi?c zjawiska te nie s? mi obce, mimo ?e opisanie ich wymaga ode mnie tym wi?cej wysi?ku, który musi tu zast?pi? tradycyjne wprowadzenie w ka?d? religi?. Wewn?trzna obecno?? do?wiadcze? i obrazów daje niejako gwarancj?, ?e nie pochodz? z lektury i ?e nie mieszam ich ze zjawiskami innej, w jaki? sposób pokrewnej mistyki.
Nale?y podkre?li? jeszcze dwie inne trudno?ci: w ci?gu swej historii, a? do ko?ca, chasydyzm by? religi? biedaków. Na tym polega?a nawet jego si?a, gdy? wymaga? dla modlitw i dla ?wi?t przemiany, prawdziwego wzlotu, w oddaleniu od n?dznego uganiania si?, od prozaicznych trosk dnia codziennego. Ludziom, którzy nie byli nigdy naprawd? biedni, nie by?o ?atwo w?y? si? w punkt wyj?ciowy chasydyzmu. Chasydzi byli - nie tylko w sensie materialnym, ale i duchowym - ubodzy, pro?ci i prostoduszni. Dla ludzi wykszta?conych podwójn? trudno?ci? by?o zanurzy? si? w ow? nami?tno?? modlitwy i prze?ycia religijnego bez fa?szowania ich. Zdumiewaj?ce jest wprawdzie, jak cz?sto pewien rodzaj teologii wype?nia ?wiadomo?? chasydów, lecz poniewa? pozostaj? uwi?zieni w swych codziennych zawodach i zaj?ciach, bardzo rzadko udaje si? im po?wi?ci? porz?dnemu studium -zamiast tego obrazy z ich codziennego ?wiata wznosz? si? do znaczenia symboli religijnych. Ca?e ich skromne ?ycie staje si? w pewien sposób nieustannym wo?aniem do Boga - jest to ?wiat niemal niedost?pny umys?owi wykszta?conemu na ksi??kach. Kto natomiast ma serce i zrozumienie dla spontaniczno?ci, dla tryskania ?róde?, tego spojrzenie zwróci si? ch?tnie i nie bez zdumienia ku prze?yciu chasydów.
Nie jest s?uszne, co najmniej niedok?adne, gdy si? tak cz?sto okre?la g?ówn? koncepcj? chasydyzmu jako panteistyczn?. Nie ma tam chyba znikni?cia lub sfa?szowania Istoty Boga. Raczej chodzi o ow? obecno?? Boga, o której Dante powiedzia?, ?e nie jest ona ograniczona jedynie do nieba - „non circonscritto”.
Pesymizm Kaba?y, jej zaprzeczenie ?ycia, jej surowa asceza s? znane. By?y one bez w?tpienia spowodowane równie? przez nieprzerwanie straszne losy ?ydostwa. Boga wzywano ci?gle, prze?ywano nawet mistycznie - lecz dla radykalnego pesymizmu pozostawa? On zawsze daleki od wszelkich spraw tego ?wiata. Ale czy chasydzi mieli kiedykolwiek jakie? zewn?trzne powody do optymizmu? Absolutnie nigdy. Pogr??eni w pracy i w biedzie nie znajdowali nieraz nawet czasu, aby ?wi?towa? szabas wed?ug przepisu swych rabinów. Je?li kto zakosztowa? do dna gorzkich owoców biedy i ca?kowitej zale?no?ci w ?yciu codziennym, to w?a?nie ci mali rzemie?lnicy i kupcy, po?rednicy, wo?nice, pachciarze i pasterze. W dawnej Rosji, za czasów Miko?aja I, istnia?a anegdota, ?e im bardziej w?adza m?czy?a ?ydów ci??arami i prze?ladowaniami, tym mniej mieli oni czasu na p?acz i narzekanie: w ko?cu ?miali si? i w?adza musia?a zrozumie?, ?e jej surowo?? zupe?nie chybi?a celu. To by?oby symboliczne dla ?ycia chasydów. Brak wykszta?cenia i owego zadowolenia, jakie daje wierz?cym dok?adne wype?nianie przepisów rytualnych, nie zdo?a?y zgasi? ?wiadomo?ci obecno?ci Boga; ich ?ycie codzienne by?o prze?ywane na ró?ne sposoby jako symbol tej obecno?ci. Ci?ni?ci g??boko w otch?anie wygnania, nie zapominali jednak nigdy, ?e s? dzie?mi Bo?ymi. Ba, wygnanie wzmocni?o ich opór i sta?o si? powodem do rado?ci, gdy? odnale?li w nim skarb owego starego dziedzictwa: „Mer hoben ja inzern Tate im Him?” (Mamy przecie? naszego Tat? w niebie), pociesza ?piewana w ?ydowskim dialekcie pie?? chasydów.
Aby nada? tej od dawna przygotowywanej przemianie wyraz, form? ? s?owo, potrzebna by?a wielka posta? proroka i reformatora religijnego. Takiego mistrza znalaz?o ?ydostwo w dawnej Polsce w osobie Rabbiego Izraela ben Eliezera, zwanego Baal Szem Tow, dos?ownie „Mistrz Dobrego (tj. Boskiego) Imienia”. W po?owie XVIII wieku, w okresie gdy ?ydów wzrusza?y najpierw kurczowe nadzieje, potem rozczarowanie, rozpacz i bezradno??, znalaz? on czarodziejski klucz, który ?akn?cym duszom otworzy? now? drog? chasydów, to znaczy pobo?nych, ?agodnych i pe?nych dobrej woli ludzi. Historia i nauka chasydyzmu s? na ró?ne sposoby interesuj?ce, ale legenda ma mo?e jeszcze wi?ksze znaczenie. W niej znajdujemy bowiem ?wiadectwo konkretnego prze?ycia, i jest godne podkre?lenia, ?e te legendy, te ustnie przekazane s?owa Baal Szem Towa i jego uczniów, gdzieniegdzie ?yj? a? po dzie? dzisiejszy w pojedynczych rodzinach zarówno po?ród ?ydów, jak i w?ród ch?opów chrze?cijan.
Nazwa „chasydzi” pojawia?a si? wielokrotnie w historii ?ydostwa. Gdy s?dziwy Matatiasz podniós? protest przeciw edyktowi króla i kaza? dzia?a? swym synom i braciom Machabeuszom wed?ug Przymierza ich ojców z Bogiem, wówczas chasydzi wyszli z jaski? na pustyni, aby przy??czy? si? do oporu. Pó?niej kap?ani poró?nili si? wprawdzie ze spadkobiercami Machabeuszów, jest jednak pewne, ?e owi chasydzi uwa?ali si? za prawowiernych wykonawców Zakonu i ?e w poczuciu swej czysto?ci rytualnej trzymali si? skrupulatnie na osobno?ci od nieczystych przeciwników.
O polskich chasydach mo?na by powiedzie? niemal odwrotnie - i ich przeciwnicy nie omieszkali tego uczyni? - uwa?ano ich za heretyków z powodu ich nieu?wiadomienia i braku wykszta?cenia (sam jeszcze s?ysza?em okre?lenie am horec, co dos?ownie oznacza „cz?owiek od ziemi”, a wi?c ch?op, analfabeta).
Nazw? chassidim spotykamy ponownie z pocz?tkiem ery chrze?cija?skiej. Tym razem s? to owi mali, biedni i bardzo porz?dni rzemie?lnicy, którzy ?yj? rozproszeni po ca?ym obszarze imperium rzymskiego i stanowi? dla aposto?a Paw?a podstaw? i punkt nawi?zania jego my?li, szczególnie w Grecji. Ci „chasydzi” dadz? si? ?atwiej porówna? z polskimi ni? poprzedni, albo dok?adniej: z ow? grup? ?ydowsk?, która stanowi?a w XVIII w. ?rodowisko dla rozwini?cia si? polskiego chasydyzmu, z t? tylko ró?nic?, ?e ci ostatni po okrucie?stwach wojen kozackich byli jeszcze biedniejsi i bezradniejsi (?ydzi na wschodzie Polski potracili chwilowo nawet sta?e siedziby i prowadzili niespokojne ?ycie tu?aczy). Jeszcze bardziej ni? owi biedacy w imperium rzymskim potrzebowali pociechy od swych duchowych nauczycieli, i to nie tylko z kaza?, ale tak?e z cudownych znaków. Jaki? zatem by? ten czarodziejski klucz Baal Szem Towa?
Przede wszystkim by?a nim jego prawowierno??, i tego nie da si? do?? podkre?li?. Wyst?pienie jego mia?o miejsce na tle nieograniczenie akceptowanego autorytetu tradycji i obyczaju. Natomiast odwrócenie si? od ascezy i od surowych postów, od zbyt pedantycznego formalizmu by?o tym czym? nowym i wyzwalaj?cym, co jego biedni i nieuczeni zwolennicy przyj?li z entuzjazmem. Tym jednak, co nadawa?o jego dzia?alno?ci specjaln? moc, by?o zaufanie do Boga, rado?? z tego zaufania i nauka, ?e dla czystych serc Bóg osi?galny jest na wielu drogach.
Z pewno?ci? chasydom nie zale?a?o na sztywnym wyk?adzie doktryny i dogmatów. Od pychy wyznaniowej chroni?o ich samo ju? n?dzne stanowisko spo?eczne oraz brak wykszta?cenia. Jednak?e znajdujemy u nich jeden pogl?d, pochodz?cy najwidoczniej z korzeni plato?skich, jak gdyby podstawow? doktryn?: ?wiat na „wygnaniu” - w tej mierze, w jakiej nale?y go sobie wyobrazi? jako wychodz?cy od Boga i przez to oddalaj?cy si? od Niego; wszystkie istoty, wszyscy ludzie dadz? si? porówna? do spadaj?cych i gasn?cych iskier. „Chasydom”, czyli pokornym i pe?nym dobrej woli, przypada zadanie budzenia tych iskier mi?o?ci? i wspó?czuciem, roz?arzania i odsy?ania z powrotem do Boga. Tym podstawowym ??daniem, aby rozumiej?c i wspó?czuj?c bra? udzia? w b??dzeniu, t?umaczy si? atmosfera tolerancji, która wyró?nia domen? chasydyzmu bardziej ni? jak?kolwiek inn? prawowiern? grup? ?ydowsk?. A przecie? ich p?on?co niecierpliwe szukanie Boga by?o tak niezwyk?e, ?e wywo?a?o gwa?town? krytyk? ze strony mitnagdim, zwolenników tradycji starorabinackiej pobo?no?ci. Na zje?dzie w Brodach, w po?owie XVIII w., dosz?o do niebezpiecznych star?. Mitnagdim zacz?li wo?a?: „Wdziejcie sukni? zemsty przeciw tym, którzy podczas modlitwy zamiast, jak si? nale?y, sk?ania? wzrok ku ziemi, a zmys?y wznosi? ku Bogu, odwa?aj? si? zuchwale poszukiwa? Boga szalonymi gestami i wyzywaj?cymi spojrzeniami!” Ktokolwiek, a? po nasze czasy, widzia? uniesienie chasydów w ta?cu i modlitwie, potwierdzi t? obserwacj? i zrozumie, ?e zwolennicy bardziej umiarkowanego i ch?odniejszego sposobu bycia odczuli to jako wyzwanie.
Tak?e pó?niej nie milk?y zarzuty: chasydzi pozdrawiali rzekomo ?wi?t? sobot? dzikimi ta?cami, zapominaj?c przy tym o ca?ym ?wiecie, tak?e d w?asnych obowi?zkach; chasydzi pili jakoby wódk? po modlitwie - nieraz za wiele wódki; jeden z ich rabinów twierdzi? nawet, ?e gdy tak siedz? razem przy wódce, to jakby uczyli si? Tory. Chasydzi odpowiadali przeciwnikom, ?e ci ostatni odmawiaj? modlitwy bez ciep?a, przez co staj? si? one lodowato zimne, jak czuwanie przy zmar?ym, gdy tymczasem chasydom podczas modlitwy rozpala si? serce, i w?a?nie dlatego ?ywy cz?owiek musi napi? si? wódki. Do tego dochodzi nast?puj?ce wyja?nienie psychologiczne: je?eli cz?owiek zmusza si? do modlitwy ze zbyt wielk? powag?, to kusiciel sprzeciwia si? temu z równie wielk? si?? i przeszkadza modlitwie „obcymi my?lami”. Je?eli jednak cz?owiek po modlitwie od?wie?a si? wódk? przyja?nie, po ludzku, je?li przepija jeden do drugiego „na zdrowie”, to kusiciel uwa?a to za pró?n? zabaw?, nie troszczy si? wi?cej o to, i modlitwa wznosi si? weso?o i swobodnie ku niebu.
Ta kontrowersja wyja?nia, dlaczego nie tylko racjonali?ci, to znaczy drobiazgowi i surowi talmudy?ci, byli przeciwnikami chasydyzmu, ale równie? w?a?nie tak subtelni i wysoce uduchowieni mistycy jak Rabbi Eliasz z Wilna (1720-1797), który uwa?a? drog? chasydów za zniekszta?cenie Kaba?y. Podpisa? on równie? odezw?, w której wzywa? do ob?o?enia chasydów kl?tw?. Rozd?wi?k mi?dzy tymi dwoma kierunkami rozdziela? nierzadko rodziny. Tak na przyk?ad dobrotliwy rabin Leib z Sasowa, jako przyjaciel wszelkiego stworzenia, zwierz?t i ludzi, kochany tak?e przez nie-?ydów, mia? ojca, który by? gwa?townym przeciwnikiem chasydyzmu. D?ugie lata gniewa? si? on na syna za wybór drogi chasydzkiej, co wi?cej, mia? podobno przygotowan? rózg?, aby ukara? go po ojcowsku. Nazywa? si? Rabbi Jakub” z Brodów, miejscowo?ci znanej jako centrum przeciwników chasydyzmu. Mieli tam jakoby specjalne miejsce spotka?, zwane ironicznie Chassidim-Sztibe?e, izba chasydzka.
Baal Szem Tow na dwa sposoby uszed? atakom konserwatystów. Przede wszystkim o?wiadczy?, ?e sam nie chce wierzy? inaczej, ani innym nie nakazuje wierzy? inaczej ni? tradycyjnie, a nawet - o ile to mo?liwe - jeszcze wi?cej. Nie zrezygnowa? z ani jednej litery Pisma ?wi?tego, z ani jednego tradycyjnego obyczaju. Potem jednak zszed? swym przeciwnikom z drogi, tak?e fizycznie, oddalaj?c si? w puszcze i po?oniny karpackie, daleko od Brodów. Sta? si? pustelnikiem, ukazuj?c si? wraz z ?on? to tu, to tam, nad rzekami Prutem i Czeremoszem, mieszkaj?c to w karczmie le?nej, to w górskiej pieczarze. Mowa jest o pewnych miejscowo?ciach, a uporczywa tradycja pozwala przypuszcza?, ?e w wielu z tych miejscowo?ci, je?li nie we wszystkich, naprawd? przebywa?. Mnie samemu znana jest z bezpo?redniej ustnej tradycji miejscowo?? Jasienowo nad Czarnym Czeremoszem.
Mo?na by oczywi?cie wysun?? zastrze?enie, ?e podania te powsta?y dopiero, gdy osiedla ?ydowskie równie? pocz??y wspina? si? w góry, a by?o to ca?kiem pó?no, nad górnym Czeremoszem na przyk?ad dopiero z pocz?tkiem XIX wieku. Jednak?e tradycja huculska jest niew?tpliwie starsza i musi polega? na w?asnej pami?ci, a nie na po?rednictwie ?ydów. Ci dawno osiadli pasterze, mówi?cy j?zykiem ukrai?skim i wyznaj?cy religi? greckokatolick?, ograniczaj? si? g?ównie do tradycji rodzinnych i lokalnych, opowiadaj?c - tak?e tam, gdzie chodzi o tre?ci mistyczne - przede wszystkim o bohaterskich pasterzach, ch?opach i przywódcach opryszków swej górskiej ojczyzny. Równie? ich niebo zaludniaj? takie postacie. Niew?tpliwie trwaj? w?ród nich fragmenty poda? ze staro?ytno?ci s?owia?skiej, jak na przyk?ad liczne apokryfy i pie?ni, pochodz?ce cz??ciowo z Ba?kanów, cz??ciowo z dawnej Rusi. Lecz niew?tpliwie brak im by?o zainteresowania dla stosunkowo niedawnych zdarze? w?ród ?ydów w oddalonych okolicach. Mogli wi?c przekazywa? wie?ci tylko o tym, czego dowiedzieli si? we w?asnym osiedlu lub w najbli?szym s?siedztwie. Takie wie?ci by?y uparcie zachowywane i przekazywane dalej.
I ja równie? s?ysza?em od dzieci?stwa o Baal Szem Towie, zw?aszcza o tym, ?e mieszka? w Jasienowie u rodziny huculskiej zwanej Fedieczkowi i ?e obs?ugiwa?a go ona przyja?nie, a w potrzebie równie? piel?gnowa?a. Potomkowie owej rodziny, którzy powo?ywali si? jeszcze na t? tradycj?, mieszkali za naszych czasów we wsi Krasnojila, niedaleko Jasienowa. Inna wie?? podaje nazw? pieczary le?nej (surduk) na lewym brzegu Czeremoszu, w której podobno mieszka? pustelnik Baal Szem Tow, oraz nazw? wysoko po?o?onego ?ród?a, w którym si? k?pa?.
Historiografia sk?onna jest co prawda odsuwa? jako legend? wszystko, co nie jest wyra?nie za?wiadczone na pi?mie. Niew?tpliwie niektóre wspomnienia mogli w tamte strony przynie?? pó?niej ?ydzi, podobnie jak ?atwo rozezna? mitotwórcze legendarne upi?kszenie opowie?ci. Jednak?e rdze? tradycji - jak powiedziano - nale?y do skarbca pami?ci z dawien dawna osiad?ych tam Hucu?ów: nietkni?ty krajobraz górski i specyficzny kr?g legendarny tamtejszych pasterzy okre?laj? w sposób nieomylny i niezatarty atmosfer? opowie?ci o Baal Szem Towie. Szczególnie charakterystyczne jest splecenie tych opowie?ci z postaci? przywódcy opryszków, O?eksy Dobosza, która niezale?nie od cech mitycznych, jakich nabra?a z czasem, za?wiadczona jest w aktach s?dowych XVIII wieku. Podczas gdy w innych okolicach ?ydzi gardzili gwa?townikami, czy to Kozakami, czy rozbójnikami, to Dobosz odgrywa, rzecz dziwna, w ustnej tradycji chasydów ca?kiem sympatyczn? rol?, jako obro?ca biednych i s?abych, a nawet bywa przedstawiany jako przyjaciel Baal Szem Towa.
Historia pisana ma niewiele do powiedzenia o okresie pustelniczym Baal Szem Towa, dlatego te? skazani jeste?my na mniej lub wi?cej wiarygodne ?lady, które pozostawi?a legenda. I tak na przyk?ad opowiada legenda - zapewne z okazji jego nieudanej wyprawy do Palestyny - i? Baal Szem Tow w?drowa? z Jasienowa do Safed podziemnym chodnikiem pod gór? Pysanyj Kamie? i ?e powróci? t? sam? drog?. Inne legendy opowiadaj?, jak studiowa? on w swej samotnej pieczarze grube ksi?gi - brzmi to jak wielokrotnie powtarzane sprawozdania naocznych ?wiadków. Legenda snuje dalej: Baal Szem Tow zostawi? tam jakoby ksi?g?, któr? otrzyma? w górach od Boga. Podobno pó?niej w?drowcy górscy poszukiwali tej ksi?gi po lasach i ska?ach. Jeszcze nowszej daty mo?e by? interpretacja, wed?ug której ksi?g? t? napisa? Bóg.
Legendy te pokazuj? dok?adnie, w jak bezpo?redni sposób pierwsi chasydzi odczuwali natur? jako stworzon? przez Boga. Histori? powstania chasydyzmu da?oby si? mo?e scharakteryzowa? w ten sposób, ?e wyfrun?? on z ciasnej izby w szeroki ?wiat, w samotno?? lasu i gór, aby tam odnale?? siebie, i ?e powróci? znowu, aby za?o?y? now? wspólnot?. Raz rozbudzona mi?o?? do przyrody dzia?a?a d?ugo i pot??nie w?ród wiernych, zgodnie z nakazem Mistrza: obudzi? wszystkie rozproszone i zgas?e iskry Bo?e poprzez Mi?o??. Wiele dowodów na to znajduje si? w licznych opowie?ciach chasydzkich. O Rabbim Sussji z Annopola (zmar? w 1800 r.) mówi podanie, ?e jako m?ody chasyd nie móg? wytrzyma? w jeszibie i uszed? do lasu, aby tam medytowa?. Z opowiadania, pochodz?cego podobno od Rabbiego Ajzyka z ?ydaczowa, dowiadujemy si?, ?e jego mistrz w m?odo?ci s?ysza? przysz?o?? w szumie drzew.